/ Wiadomości / ARKADY SAULSKI - wywiad

ARKADY SAULSKI - wywiad

Adam Krakowka | 2017-03-31 20:00:46

Na Polskim rynku działa mnóstwo wydawnictw, powoli rozwija się self-publishing, powstają blogi, media społecznościowe, teoretycznie książkę może wydać każdy, wydawałoby się, że żyjemy w dobrych czasach dla pisarzy i czytelników.
Z drugiej strony można zauważyć że polskie społeczeństwo coraz mniej czyta, przestaje rozumieć co czyta ,a najgorsze że większość ludzi w ogóle nie ma potrzeby czytania, jak mawiał Mark Twain "Człowiek, który nie czyta książek, nie ma żadnej przewagi nad tym, który nie potrafi czytać".


Zapraszam na krótki wywiad z autorem "Kroniki Czerwonej Kompanii" cyklu świetnej military SF autorstwa Arkadego Saulskiego.

Kiedy postanowił pan napisać książkę? 

Praktycznie od małego wymyślałem jakieś historie, tworzyłem własne wersje fabuł z superbohaterami z komiksów. Potem rysowałem komiksy. Generalnie pierwotnie chciałem być filmowcem, ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że w polskich warunkach nigdy nie nakręcę wielkiego, hollywoodzkiego blockbustera z efektami specjalnymi i wielkimi scenami a do Stanów raczej się nie wybiorę. Więc wtedy zdecydowałem się na jedyne medium, które zostało - literaturę. Tutaj by wykreować wielkie sceny potrzebuję tylko długopisu i kartki. To zabrałem się za literaturę. Już w podstawówce pisałem jakieś pierwsze opowiadanka inspirowane "Gwiezdnymi Wojnami" z kolei w gimbazie przeszedłem wzmożoną fascynację fantasy, która pozostała mi do dziś. A potem do dojrzewało, były kolejne próby, opowiadania, "macałem" różne gatunki, raz to raz tamto. W efekcie w 2010 roku debiutowałem w "Nowej Fantastyce" opowiadaniem grozy - "Dzieci Syberyjskie". W tym czasie miałem już napisaną powieść fantasy, której nikomu nie pokażę, bo z perspektywy czasu widzę, że to wstyd. Ale też zacząłem mocno zagłębiać temat militarnej SF, Space Opery i tak dalej. Finał już wszyscy znają.

 

Którzy autorzy i które książki miały na Ciebie największy wpływ?

Jestem wielkim miłośnikiem literatury polskiej i amerykańskiej. Amerykańskiej - bo doceniam kunsztowną konstrukcję tamtejszych powieści, bezbłędne prowadzenie fabuły, postaci, zaplatanie wątków. Z kolei w polskiej literaturze cenię frazę, język, melodię zdań. I tak na przykład uwielbiam Cormaca McCarthy'ego z USA, albo Tomasza Kołodziejczaka z Polski. Tych autorów których cenię i którzy jakoś na mnie wpływają jest sporo, ale mentorów literackich mam tylko dwóch: Rafała Dębskiego i Feliksa W. Kresa. Od Kresa uczę się konstrukcji fabuły, postaci, dialogów, wiarygodności (to coś innego niż realizm!) w kreowaniu świata i tak dalej. Z kolei z Rafałem, cóż - mam zaszczyt z nim współpracować, Rafał jest bowiem redaktorem moich powieści, więc tutaj nie tylko mogę poznawać jego sposób pisania, kreowania postaci, rozkładania akcentów w fabule, detali w świecie przedstawionym czy w charakterologii bohaterów, ale też uczę się od niego pewnych rzeczy na żywo, gdy pracujemy nad powieścią na etapie redakcji. To naprawdę niesamowita szkoła i mało który autor ma przywilej tego, że może nad swoją książką pracować z autorem, który tak mocno na niego wpłynął i wpływa.

 

Czy w Polsce da się wyżyć z pisania?

Raczej nie i ja tego nie próbuję. Od lat jestem dziennikarzem ekonomicznym, wcześniej byłem przez pewien czas korespondentem zagranicznym z Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Także mam pracę, którą lubię i zawsze myślę o sobie przede wszystkim jako o dziennikarzu aniżeli autorze. Natomiast w Polsce ciężko jest wyżyć z pisania ze względu na bardzo niewielki rynek. Polacy czytają mało, ale nawet gdyby co drugi nasz rodak rzucił się kupować książki, to i tak rynek byłby zbyt mały by podtrzymać tak dużą podaż autorów - to po prostu matematycznie niemożliwe. Pisarze, którzy "żyją z pisania" to tak naprawdę ci, którzy są bardzo popularni i mogą otrzymywać propozycje przekładów, stypendiów państwowych i prywatnych, i w efekcie sam przychód z danej powieści stanowi bardzo niewielką część dochodów. No ale też bardzo dobrze, że tacy autorzy są i że mogą jednak być po prostu pisarzami, zamiast się rozdrabniać - oby było takich autorów jak najwięcej!

 

Kiedy powstał pomysł na napisanie Czarnej koloni?

To długa historia. Pierwszy zręb pomysłu powstał już w 2009 roku - wtedy to przyszedł mi do głowy pomysł z kolonią na pustynnej planecie, która miała być ważnym, prestiżowym projektem ale coś, delikatnie mówiąc, nie wyszło. Ten wątek miał być zresztą elementem dużo większej całości, ogromnej sagi military SF, toczącej się w odległej przyszłości, bardzo różnej od tego co zaprezentowałem w Kronikach... Ale z czasem straciłem do tego zapał, nie miałem też czasu no i rynek wtedy jeszcze nie przyjmował military SF w jakichkolwiek ilościach, jeśli dobrze pamiętam w owym okresie dominowała moda na Steampunk no i fantasy oczywiście. Jakoś w 2012 roku wróciłem do idei powieści Science Fiction. Pracowałem wtedy jako ogrodnik, miałem zmiany od godziny 5 rano do 12 i w efekcie zostawała mi spora część dnia wolna. A że moja ówczesna dziewczyna a obecna żona w tych godzinach jeszcze studiowała albo pracowała to sobie siadałem i dla treningu pisałem "Czarną Kolonię". Zresztą - wtedy ta powieść też była bardzo inna, na przykład pierwotnie istniał tam hiperrealistyczny system podróży międzygwiezdnych, wykluczający jakiekolwiek bitwy w kosmosie. Walki toczyły się tylko na Marsie i też były niezwykle realistyczne, ale co za tym idzie - dość nudne. W końcu powiedziałem sobie "Dość!" To mój świat, moja fabuła i mogę tu robić co chcę. I do gry weszły okręty kosmiczne, flota, bitwy w przestrzeni i tak dalej. Wciąż miałem szereg wątpliwości czy to ma sens, ale przyjaciel - Mariusz - przeczytał to co było już napisane i uznał, że mu się podoba. To zmotywowało mnie do dalszej pracy, która i tak zajęła 3 lata. Ta powieść była wielokrotnie zmieniana, poprawiana, przepisywana, zabawne - w pierwotnej wersji, na przykład, nie ginął żaden z głównych bohaterów! Ale stwierdziłem, że takie podejście jest za miękkie a czytelnik nie odczuwa żadnego napięcia i to, jak wiadomo, zmieniłem. W ogóle do teraz jak myślę o pierwszym tomie to bym dalej zmieniał, poprawiał, dodawał.

 

Pracuje pan obecnie nad kolejnym tomem Czarnej koloni?

Tak, choć ze względu na liczne obowiązki zawodowe i problemy zdrowotne jakie niedawno miałem idzie mi bardzo powoli. Ale trzeci tom powstaje i nie będzie zamykał fabuły. Na pewno znowu będę chciał zaskoczyć czytelnika, tak jak zrobiłem to nieco zmieniając rolę Czerwonej Kompanii w "Wilku". Teraz zaskoczenie będzie jednak o wiele bardziej radykalne, być może wielu czytelników uzna, że przesadziłem, ale gwarantuję, że cykl tylko na tym skorzysta. Dodam też, że tak jak akcja pierwszego tomu toczyła się niemal w całości na Marsie, a drugiego - na Ziemi, akcja trzeciego będzie toczyła się prawie w stu procentach w przestrzeni kosmicznej. Tylko tyle zdradzę.

 

Czy ma Pan czas na czytanie i co teraz czyta?

Jak już wspominałem - z czasem jest kiepsko ale wyrywam każdą chwilę. Stąd też niewiele mam czasu na czytanie, bo moją dobę dzielę tylko na pracę, rodzinę i pisanie, ale coś tam wyrywam. Obecnie czytam kilka książek na raz - "Przyszła na Sarnath zagłada" H.P. Lovecrafta, "Wstań i idź" Tomasza Kołodziejczaka, "Deadhouse Gates" Stevena Erikssona (w oryginale) i "Koniasz - Wilk Samotnik" Miroslava Zambocha. W ogóle częściej czytam fantasy niż Science Fiction, chyba dla higieny intelektualnej - wręcz z Science Fiction czytam bardzo niewiele.

 

Najnowsze

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich osobom trzecim. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies
X